JAK WOLONTARIUSZ Z WOLONTARIUSZEM

Jak wolontariusz z wolontariuszem, czyli niezwykła rozmowa Michała Frelicha z Bazy Wolontariatu z Tomem – Anglik z Fundacji Siobhans Trust. Jeśli chcecie się dowiedzieć, co robią w Polsce Harry ze Szkocji, Alan i Burny z Anglii, Zebb z Australii, Audrey z Stanów Zjednoczonych, a także o co chodzi z magicznym pyłem, zapraszamy do przeczytania wywiadu.

Michał: Jak się zaczęła Twoja przygoda z wolontariatem?

Tom: W 2019 roku zmarła mama mojego znajomego, Siobhan Dundee. W 2020 roku w Wielkiej Brytanii postała Fundacja Siobhans Trust, by uczcić jej zaangażowanie w pomoc młodym ludziom. Szybko forma dobroczynności przerodziła się w chęć zaopatrzenia w posiłki osób głodnych i potrzebujących.

Michał: Jak to się stało, że jesteście tutaj?

Tom: Jak tylko zaczęła się wojna na Ukrainie, jeden z naszych wolontariuszy postanowił ruszyć w stronę granicy, by karmić uchodźców przekraczających granicę z Polską. Wybrał Medykę i zaczął robić pizzę. Jeździmy więc po Polsce i po Ukrainie

Michał: Co Ciebie tu sprowadziło?

Tom: To była po prostu decyzja, by coś zrobić, jakoś pomóc. Przyjechałem do Medyki w pierwszym tygodniu wojny z piecem do pizzy opalanym drewnem i zacząłem karmić wraz z moimi współtowarzyszami osoby przekraczające granicę. Zaczęło się od jednej osoby,  ale ta inicjatywa bardzo szybko rozrosła się do 25 wolontariuszy. Ludzie z całego świata pytali, jak pomóc. Są wśród nas ludzie z Australii, Ameryki, Wielkiej Brytanii i oczywiście Polski. Jeździmy więc po Polsce i po Ukrainie naszymi foodtruckami i robimy pizzę.

Michał: To chyba ogromne wyzwanie logistyczne – karmić ludzi kilka tysięcy kilometrów od domu?

Tom: Tak, w ogóle nie znaliśmy tych rejonów, a trzeba było zorganizować jedzenie, lodówki, samochody i noclegi dla wolontariuszy. Teraz mamy kilka ekip: część jest w Polsce, część na Ukrainie.

Michał: Czyli na Ukrainie robicie to samo, co w Polsce? Organizujecie miniimprezy przy pizzy?

Tom: Tak, przyjeżdzamy naszymi foodtruckami tam, gdzie wiemy, że jest realna potrzeba.

Michał: A dlaczego pizza?

Tom: Bo pizza to nie tylko jedzenie. Pizza tworzy atmosferę rozmowy, radości i otwarcia:  ludzie mają czas, by opowiedzieć swoją historię, by płakać, jeśli chcą płakać, by śmiać się, jeśli chcą się śmiać i by tańczyć, jeśli chcą tańczyć. Wierzymy w moc magicznego pyłu pizzy (magic powder).

Michał: To wszystko brzmi niesamowicie, jednak czy po prostu po ludzku się nie boisz jeżdząc po Ukrainie i kierując się coraz bardziej na wschód?

Tom: Gdy po raz pierwszy przekroczyłem granicę byłem sparaliżowany przez strach, a teraz czuję się tam jak w domu.  To piękny kraj.

Michał: Czyli już nie czujesz się zagrożony?

Tom: Czasami tak, szczególnie gdy słychać syreny, to o tym myślę. Ale jeżdzenie na Ukrainę, gdzie ludzie na prawdę są głodni nadaje sens naszemu działaniu. Kiedy zaczyna się pomagać, nie ma przestrzeni na wątpliwości, bo chodzi o ludzkie życie.

Michał: Ile osób z Siobhans Trust jest zaangażowanych tu na miejscu – w Polsce i na Ukrainie – w dobroczynność?

Tom: Obecnie jest szesnaście osób, w tym 6 osób na  Ukarinie, które przygotowują atrakcje dzieciom. Nakarmili dwa tysiące dzieci wczoraj na Ukrainie i dzisiaj kolejny tysiąc.

Michał: Pizza to tylko część Waszej działalności, prawda?

Tom: Tak, jeśli ktoś zadzwnoni i powie, że brakuje butów lub ubrań, a zaczynaliśmy przecież w lutym, gdy wciąż było zimno, to dzwonimy do naszej centrali w Wielkiej Brytanii, która wykorzystując swoje zasoby i możliwości, organizuje nam wsparcie.

Michał: Opowiedz nam proszę o twoim pierwszym wrażeniu po pobycie na Ukrainie – czego się spodziewłeś i co zaobrserowwałeś?

Tom: To bardzo trudne, ale przede wszykim ważne było bycie świadkiem jedności wśród ludzi: każdy człowiek, którego spotkałem chciał pomóc, był tylko jeden cel. Ta tragiczna sytuacja pokazała jednocześnie, co w ludziach najlepsze. Jednak jeżdżąc przez wioski widzi się świeże groby i widać ogromny ból w ludziach. Czasami wyłączamy muzykę, bo trałma jest zbyt duża, a cierpienie zbyt silne. Niektóre miejsca są zbyt smutne  i wymagają ciszy.

Michał: Jak ludzie na was reagują?

Tom: Zazwyczaj z wielką miłością i serdecznością. Cześto zostajemy na kolację lub śpimy w prywatnych domach.

Michał: Czy doceniają Waszą obecność i chcą się odwdzięczyć?

Tom: Tak, czekają na nas i proszą, żebyśmy wrócili.

Michał: Opowiedz nam proszę o twojej dzisiejszej załodze tutaj.

Tom: Jest ze mną jeszcze sześć osób: Harry ze Szkocji, Alan i Burny z Anglii, Zebb z Australii, Audrey z Stanów Zjednoczonych, Anna z Ukrainy, która uciekła dwa miesiące temu i nie chciała bezczynnie czekać na pomoc, więc wróciła z nami na Ukrainę. Są to ludzie, którzy zdecydowali się tu być długoterminowo i pomagają od pierwszego tygodnia wojny.

Michał: Czy wciąż lubicie pizzę?

Tom: Nie, w ogóle jej już nie jemy. Ciągle sami chodzimy głodni, jesteśmy nieustannie w drodze, ale mamy poczucie, że ciągle ktoś gdzieś na nas czeka.

Michał: Jako wolontariusz też staram się działać, jednak wiem, jak trudno jest poswięcić się tak jak Wy. Zostawiliście swoje domy i prace, aby być tutaj i pomagać.

Tom: Tak, rozumiem Cię, zdecydowanie, jednak, gdy widzisz tyle potrzeb wokół, czujesz, że nie ma odwrotu i odpoczynku. To widać szczególnie w ośrodkach zbiorowego zakwaterowania matek z dziećmi np. w Tomicach, gdzie byliśmy dwa tygodnie temu po raz pierwszy i dokąd za chwilę ponownie jedziemy. W tym niezwykłym miejscu w lesie mieszkają wyjątkowo urocze dzieci, które są bardzo entuzjastyczne i otwarte. Dzieci wypełniły naszego foodtrucka i śpiewały z nami piosenki. Potem ich matki zaśpiewały nam ich starą tradycyjną pieść „Czerwona Kalina“ (Red viburnum), która zagrzewa teraz Ukraińców do walki. Kiedy więc matki z dziećmi uciekające przed rosyjskimi wojskami śpiewają tę pieśń przez łzy, to są bardzo wzruszające momenty. Płakałem z nimi wiele razy.

Michał: Co zostawiłeś, by móc tu być?

Tom: Byłem marynerzem i pływałem na statku po całym świecie.

Michał: Kto jeszcze Was wspiera?

Tom: David – Szkot, który poświęcił się dobroczynności. Koordynuje wszystko z Anglii i czasami do nas przyjeżdża. Łatwo go rozpoznać, bo zawsze chodzi w kilcie. Jest też Brian i kilka osób pracujących w biurze, którzy koordują nasze działania. W ciągu dwóch tygodni spodziewamy się kolejnych dwóch cieżąrówek i planujemy dalej jeździć między Ukrainą, Medyką a Warszawą. To dla nas wciąż duże wyzwanie: lodówki, zakupy, paliwo, noclegi.. ale nie chcemy przestawać.

Michał: Czy można do Was dołączyć?

Tom: Tak, oczywiście. Ludzie zgłaszają się i piszą przez stronę lub konto na instagramie. https://siobhanstrust.uk/contact

Przeczytaj także